Pierwszy miesiąc rozszerzania diety za nami. Już kilka dni przed ukończeniem 6 miesięcy córka wyraźnie dawała znać, że chce zacząć, podkradając jedzenie z naszych talerzy. Przez ten miesiąc córka jadła na moich kolanach. Pozycję konsultowaliśmy z fizjoterapeutą. Jedzenie na kolanach sprawiło, że czasem musiałam zjeść swój posiłek chwilę przed resztą rodziny, albo jadłam jedną ręką. Po posiłku obie byłyśmy całe brudne. Jedzenie miałam na ubraniu, twarzy, we włosach, wiec myłyśmy się obie prawie po każdym wspólnym posiłku, czyli dwa razy dziennie. Sprzątania w tym pierwszym miesiącu, nie ukrywam, było mnóstwo. Mam wrażenie, że jeszcze więcej niż podczas rozszerzania diety u starszej córki. A może już zapomniałam…?
Nastawiłam się, że to będzie trudny miesiąc, wymagający trochę reorganizacji. Córka jadła z nami 2 posiłki dziennie, a do tego piła wodę. Zazwyczaj proponowałam jej śniadanie i obiad, kilka razy zdarzyło się drugie śniadanie lub kolacja. Podczas tego miesiąca córce zdarzyło się jeść podczas dwóch pikników poza domem, na kocu. Zaproponowałam jej wtedy arbuza, czereśnie, brzoskwinie i truskawki oraz wodę w bidonie. Córka odwiedziła też restaurację, gdzie spróbowała trochę warzyw, ryby, bagietki i wody. W tym pierwszym miesiącu BLW spędziliśmy tydzień u dziadków, gdzie zabrałam ze sobą jedynie matę na stół, bidon i awaryjnie kaszkę HELPA. Podczas tego wyjazdu córka również jadła wspólnie z nami, na moich kolanach, to co my, oczywiście dostosowane do jej możliwości, bez soli i cukru. Raz dostała na śniadanie kaszkę na wodzie ze świeżymi owocami. W tym miesiącu brałam też udział w intensywnym, trzydniowym szkoleniu. W te dni włączyłam większy luz i przez dwa dni zaproponowałam córce tylko po jednym posiłku i raz skorzystałam ze słoiczka – jabłek, które nabierałam na łyżeczkę, a córka sama wkładała sobie do buzi. No dobra, po chwili przejęła pełną kontrolę na łyżeczką.
Kompletnie nie patrzyłam na ilość zjadanego jedzenia. Podczas przewijania widziałam ze jedzenie trafiało do brzucha. Jedne posiłki trwały krócej, inne dłużej. Córka była ogromnie zainteresowana jedzeniem, bardzo cieszyła się już na sam widok posiłku, a na widok wody aż trzęsła się z radości. Po miesiącu widzę progres w samodzielnym manipulowaniu jedzeniem. Córka lepiej chwyta, przekłada z rączki do rączki, bawi się, trafia do buzi, zjada, wypluwa, chlapie, wciera i zajada.
Rozszerzanie rozpoczęliśmy od warzyw, w pierwszym tygodniu pojawiły się też owoce, ryba i jajko. Gdy chciałam córce przedstawić pomidora, to i my do kolacji jedliśmy pomidory. Gdy miałam ochotę na zupę z zielonego groszku, to gotowałam dla wszystkich, odkładam dzieciom porcje, a resztę doprawiałam według naszych upodobań. Gdy na śniadanie jedliśmy chleb z pastą z jajka i awokado z warzywami, to córka dostała paski chleba posmarowane taką sama pastą, a do tego warzywa w słupki i wodę w kubeczku. Nagle okazało się, że starsza córka zajada szparagi, kalafiora i mięso, na które wcześniej nie chciała nawet spojrzeć. Na początku chciała też karmić młodszą siostrę łyżeczką, ale szybko zrozumiała, że młodsza sobie na to nie pozwoli, więc teraz robi siostrze co najwyżej pokazy jak jeść: „Patrz, tak się je paprykę”. Nie powiem, bardzo mnie to cieszy!
Na koniec polecam Wam zrobienie listy produktów, które wprowadzacie do diety. Takie zapisywanie pomoże sprawdzić, co dominuje, czego brakuje, co jeszcze dodać. Dzięki niej na roczek możemy zobaczyć, czy większość produktów wprowadziliśmy dziecku do diety, jak wiele różnorodnych produktów dziecko spróbowało, co możemy dodać, w jakiej formie, jak urozmaicić nasze posiłki. Czy chcecie żeby pojawiły się takie podsumowania z kolejnych miesięcy naszego rozszerzania diety? Jak wyglądał u Was pierwszy miesiąc? Kto dopiero się szykuje? Może też wrzucicie zdjęcia pierwszych posiłków Waszych Maluchów lub napiszecie swoje wrażenia z pierwszych dni?