Lubimy wyścigi. Lubimy, gdy nasze dzieci rozwijają się szybko. Ale czy szybko nie oznacza „kosztem czegoś”? Czy znaczek „po 4 miesiącu życia” widniejący na reklamowanej kaszce malinowej (swoją drogą dosładzanej cukrem i „wzbogaconej” w tłuszcz palmowy), oznacza, że warto ją dziecku podać?
Tym wpisem rozpoczynamy nowy cykl postów poświęconych BLW. Dziś skupimy się na tym, kiedy rozpocząć przygodę z rozszerzaniem diety. Celowo piszę o rozpoczęciu przygody, a nie o wystartowaniu. Rozpoczęcie przygody kojarzy mi się z ciekawością – jak to będzie u mojego dziecka – z zainteresowaniem, podekscytowaniem tym nowym etapem. Hasło „wystartować” mówi mi z tyłu głowy, że mam to zrobić szybko, że chce zobaczyć efekt, że czekam na nagrodę w postaci pustego talerza i pełnego brzucha, sugeruje pośpiech. A przecież zupełnie nie o to mi chodzi.
Chciałabym, by rozszerzanie diety potraktować jako kolejny, naturalny etap w rozwoju dziecka. Nie przyspieszamy siadania, chodzenia, mówienia, i tak samo nie przyspieszajmy nauki jedzenia. Poczekajmy na gotowość dziecka, dając mu odpowiednie warunki. Gdy dziecko zbliża się do 6 miesiąca życia zacznijmy wypatrywać oznak gotowości. A gdy dziecko będzie gotowe, podążajmy za jego potrzebami.
No tak, wszystko łatwo się mówi, tylko co to właściwe oznacza? – myśli mama, która wyszła od pediatry z zaleceniem rozszerzania diety u swojego 5-miesięcznego dziecka kaszką firmy X, bo dziecko za mało/za dużo przybiera (wybierz, co wolisz). Mama, której dziecko od miesiąca budzi się wielokrotnie w nocy, mimo że wcześniej całkiem nieźle spało a od kilku dni nawet w dzień tylko wisi na piersi. Zmęczona, zaczyna więc w głowie rozpatrywać bombardujące ją zewsząd komunikaty o niewystarczającej ilości pokarmu i konieczności podania chociaż tej jednej kaszki przed snem, by maluch „lepiej spał”. Czy dobrze robię czekając? – zastanawia się mama niespełna 6-miesięcznego dziecka, która już od dwóch miesięcy słyszy, że jej maluch powinien dostać „chociaż biszkopcika”. Przecież ciągle wkłada rączki i zabawki do buźki, a jak widzi schabowego, to od razu oczy mu się świecą.
Zacznę od wytycznych. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), Amerykańska Akademia Pediatryczna (AAP), standardy i dyrektywny UE, ESPGHAN i EFSA zalecają wyłączne karmienie mlekiem do ukończenia 6 miesiąca życia jako cel, do którego dążymy. Przy czym ESPGHAN i EFSA oraz Polskie Towarzystwo Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci zaznacza, by dietę rozszerzać nie wcześniej niż po 17 tygodniu życia i nie później niż po 26 tygodniu. To samo dotyczy dzieci karmionych mlekiem modyfikowanym.
Karmiąc mlekiem przez pierwsze 6 miesięcy życia zapewniamy dziecku odpowiednie odżywienie i nawodnienie. Drugie półrocze to czas, kiedy mleko również jest podstawą żywienia. Nowe produkty są tylko dodatkiem. Gdy dziecko ukończy rok, karmienie piersią może być kontynuowane tak długo, jak chce tego mama i dziecko. WHO zaleca karmienie piersią przez 2 lata i dłużej.
A teraz wyobraźcie sobie dziecko, które skończyło 4 miesiące i porównajcie je z dzieckiem, które ukończyło 6 miesięcy. Te dwa miesiące to ogromna różnica w rozwoju! Oczywiście trzeba też pamiętać, że każde dziecko rozwija się w swoim tempie, dlatego patrzymy nie tylko na kalendarz, ale przede wszystkim na oznaki gotowości. Większość dzieci będzie gotowa po ukończeniu 6 miesięcy, niektóre chwilę wcześniej, niektóre chwilę później.
I tu przechodzimy do dwóch problemów: zbyt wczesnego rozszerzania diety i zbytniego zwlekania z rozpoczęciem wprowadzania pokarmów stałych. Nie warto się spieszyć. Zróbmy to bezpiecznie, gdy układ pokarmowy dojrzeje, gdy dziecko będzie stabilnie siedzieć, gdy będzie gotowe żuć. Zaspokajajmy jego społeczną i sensoryczną ciekawość, dopasowując się do jego tempa rozwoju.
A dlaczego nie warto zbyt długo czekać? U niemowląt w tym okresie pojawia się szczególna otwartość na poznawanie nowych smaków. Warto ją wykorzystać, by dziecko miało jak najwięcej okazji do spróbowania różnorodnych produktów, w zróżnicowanej formie, zanim przyjdzie okres rozwojowej neofobii żywieniowej. Dodatkowo, opóźnianie procesu nauki jedzenia utrudnia kształtowanie umiejętności żucia i gryzienia. I na koniec bardzo ważna kwestia, którą rodzic powinien mieć z tyłu głowy: u dziecka w okolicy 6 miesiąca wyczerpują się zapasy żelaza nagromadzone podczas ciąży przy jednoczesnym wzroście zapotrzebowania. Podsumowując, ani zbyt wczesne rozszerzanie nie będzie dobre, ani zbyt długie zwlekanie.
Gdy dziecko wkracza w okres, w którym możemy umożliwić mu aktywne poznawanie kulinarnego świata, oceńmy jego gotowość do rozszerzania diety. Pod hasłem gotowość, mam na myśli zespół zdolności, które obserwujemy. Co ważne, by mówić o gotowości musimy obserwować pełny zbiór sygnałów, we wszystkich aspektach, a nie tylko w kilku wybranych. U jednych ta gotowość pojawi się trochę szybciej, u innych trochę później.
Po pierwsze dziecko musi mieć bardzo dobrą kontrolę głowy i obręczy barkowej, która jest mu potrzebna do poradzenia sobie z jedzeniem w buzi. Dlatego, by rozpocząć rozszerzanie diety dziecko posadzone na kolanach rodzica ma siedzieć samodzielnie lub z niewielkim podparciem dolnego odcinka pleców, nie chwiejąc się. Nie rozszerzamy diety w pozycji leżącej lub półleżącej, papką również! Jeśli dziecko ukończyło 6 miesięcy i nie potrafi siedzieć (nie mylić z „samodzielnie siadać”), warto udać się do fizjoterapeuty, by ustalić plan działania.
Po drugie odruch wypychania językiem musi zaniknąć – gotowe do rozszerzania diety dziecko nie wypycha pokarmu z ust.
Po trzecie, widzimy u dziecka zainteresowanie czynnością jedzenia. Maluch chętnie uczestniczy w posiłkach, obserwuje członków rodziny, wyciąga ręce do jedzenia, dotyka, rozgniata, próbuje.
Po czwarte, dziecko umie wziąć położony przed nim pokarm i włożyć go do buzi. Umie skoordynować oczy, ręce i usta.
Po piąte, dziecko próbuje żuć. Warto również dodać, że dziecko nie potrzebuje zębów, by rozpocząć naukę jedzenia. Wystarczy pamiętać o odpowiednim podaniu produktów.
Jak ja widzę idealne rozpoczęcie rozszerzania diety? Dla mnie to dziecko daje sygnał i rozszerzanie diety wypływa z jego potrzeb. Gdy dziecko kradnie mi z talerza brukselkę, po czym ogląda ją, wącha, rozgniata, wkłada do buzi, może nawet zje, wiem, że zaczyna się kolejny etap w jego życiu By dziecko mogło w ten sposób rozpocząć swoją przygodę z rozszerzaniem diety, już w okolicy pół roku a nawet wcześniej zaczynam włączać je we wspólne rodzinne posiłki. Dzięki temu może zaspokajać swoją społeczną i sensoryczną ciekawość, gdy przyjdzie odpowiedni czas. Obserwujmy nasze dzieci, a równolegle sami poczujmy się przygotowani. Ale o tym dopiero w kolejnych wpisach.