Lada moment w szkołach odbędą się zebrania, a na nich zapewne zostaną przedyskutowane kwestie zawartości mikołajkowych paczek. Stąd ten przyspieszony, przedświąteczny wpis.
Zacznę od tego, że zgodnie z zasadą podziału odpowiedzialności, to my, jako rodzice, decydujemy, co podamy dzieciom do jedzenia. Oczywiste jest też to, że gdy nasze dziecko idzie do żłobka, przedszkola, szkoły, ba, nawet na zajęcia dodatkowe, urodziny kuzyna, czy popołudnie u dziadków, częściowo tracimy kontrolę nad tym, co je. Jednak uważam, że tam, gdzie ten wpływ mamy, warto dążyć do tego, by dbać o jego zdrowie.
Z okazji 6. grudnia na nasze dzieci będą czekać prezenty, bardzo często słodkie prezenty, nie tylko pod poduszką, ale i u dziadków, w klasie, na balecie, w pracy, nawet w sklepowej kasie. Na podstawie moich obserwacji przewiduję, że do tego czasu dzieciaki nie zdążą zjeść jeszcze halloweenowych cukierków… A zaraz gwiazdkowe łakocie pod choinką, do tego serniki, pierniczki i sylwestrowe przekąski. Robi się tego naprawdę mnóstwo: czekoladowy mikołajek od babci, żelkowy renifer od wujka i zastęp cukierków-bombek od sąsiadki. A, zapomniałam o słodkim kalendarzu adwentowym, by osłodzić sobie czekoladką każdy dzień czekania na świąteczną ucztę. O ile przy pierwszym malutkim dziecku, które siedzi z nami w domu, jesteśmy w stanie nad tym jeszcze zapanować, to później sytuacja wymyka się spod kontroli.
Mam więc propozycję dla rodziców, by póki czas, póki trójka klasowa nie kupiła, póki rodzina nie zapakowała w ozdobny papier, wyjść z inicjatywą i porozmawiać, że może w tym roku podejdziemy do tematu mikołajkowych paczek inaczej. Wyjdźmy z propozycją, że to my przygotujemy takie paczki lub podrzućmy innym listę z propozycjami tego, co można kupić. Warto dodatkowo dopisać nazwy konkretnych produktów wraz ze zdjęciem i podpowiedzią w jakim sklepie można dane przekąski kupić. W ten sposób wilk będzie syty i owca cała: dziadkowie dalej będą mogli rozpieszczać swoje wnuki, a rodzice będą spać spokojniej.
A może w ogóle zrezygnujemy z dorzucania się do słodkiego stosiku prezentów, które potem będziemy musieli ukradkiem w nocy podjadać, poświęcając swoją figurę dla sprawy. Może w zamian podarujemy książki, akcesoria plastyczne, czy klocki. A jeśli decydujemy się na paczki z jedzeniem, postawmy na jakość, a nie ilość. Pamiętajmy, że dzieci często jedzą oczami, więc kolorowe, atrakcyjne opakowania to połowa sukcesu.
Niestety, to my często uczymy nasze dzieci, że śmieciowe jedzenie jest czymś fajniejszym, na co się czeka, z czego warto się bardziej cieszyć…
I na koniec, pamiętajmy o programowaniu żywieniowym. Im dłużej nasze dziecko uchowa się przed cukrem, syropem glukozowo-fruktozowym i utwardzonym tłuszczem roślinnym, tym lepiej.
Co możemy podarować?
- owoce: świeże (np. jabłka, mandarynki), liofilizowane (w całości, w kawałkach lub w proszku), suszone (np. miechunka, morwa biała, jagody goji, morele), chipsy (np. jabłkowe, ananasowe),
- warzywa: świeże do chrupania, np. pomidorki koktajlowe lub w formie chipsów z dobrym składem,
- musy owocowo-warzywne,
- orzechy, np. pistacje, laskowe, makadamia, brazylijskie,
- masło orzechowe lub krem orzechowy z dobrym składem,
- ekspandowane zboża do chrupania,
- ciasteczka z dobrym składem, batony z orzechów, pestek, suszonych owoców,
- gorzką czekoladę, np. Wedel, Lindt, lizaki z gorzkiej czekolady,
- owoce suszone i orzechy w gorzkiej czekoladzie, np. aronia, orzechy laskowe,
- świąteczną herbatę.
Jak widzicie pomysłów jest sporo, dlatego zamiast narzekać, warto działać. I rozmawiać.
Jak u Was wygląda sprawa słodkich prezentów? Kto dołącza do wyzwania?